|
|
|
|
|
|
|
Twórcze udręki
Zawsze mam ten sam dylemat
Gdy chcę napisać poemat
Na zadany temat,
Jak przekazać myśl najszczerszą
Pięknym słowem, białym wierszem
Lub w poezji uznawanym
Oktostychem rymowanym
Nawiedzają mnie twórcze męki
Gdy biorę pióro do ręki
Gdy próbuję wciąż na nowo
Ująć myśli w mądre słowa
Nie wychodzi nic - o zgrozo -
Nawet prozą.
Chciałem pisać o nadziei
Ale wiersz mi się nie kleił
Napisałem jedno zdanie
Banalne, znane i tanie
Kto to kupi -
" Nadzieja jest matką głupich"
A przecież nadzieja w marzeniach
ycie nam odmienia
Trzeba w życiu czegoś chcieć
Musisz więc nadzieję mieć
Trzeba myśleć, działać tworzyć
Kochać ludzi dobro mnożyć
Chcesz żyć rozsądnie
Nie mieć żludnych zdarzeń
Pomagaj nadziei
W spełnianiu swych marzeń
Bo jednak nadzieja nie tylko w marzeniach
ycie nam upiększa i zmienia
Bardzo bym napisać rad
Jaki dziwny jest ten świat
Ale o tym szumią drzewa
Ludzie mówią i ptak śpiewa
Kocham życie, kocham świat
Chcę być z każdym za pan brat
Więc jak coś usłyszę
To może napiszę
kwiecień 2005r.
|
|
|
|
Przebudzenie
była we mnie struna życia
spokojna nieczuła bez pragnień
nic nie znacząca-
spała-
dotknęłaś ją mocnym spojrzeniem-
obudziła się zdumiona-
musnęłaś blaskiem i iskierkami twoich oczu-
drgnęła-
poruszyłaś znanym dobrym słowem-
zagrała-
teraz śpiewa pieśń radości i szczęścia
rozedrgana gra wciąż jeszcze-
zamilknie kiedyś-
czy pęknie-
-------------
struna ucichła
jest napięta cała-
szczęśliwa-
że choć chwilę tak radośnie grała
|
|
|
|
Wyznanie
Kim ty jesteś Mario?
Wiem!
Świtem nadziei
i zmierzchem ułudy
Uśmiechem dnia
i chmurką przysłaniającą radość.
Lekarstwem na samotność
i odczuwaniem samotności.
Delikatnym kamyczkiem,
szumiącą muszelką
i twardym kamieniem.
Wabiącą i kłującą różą
Wesołościąi smutkiem.
Pragnieniem i pożądaniem.
Muzą i natchnieniem
Najpiękniejszą dziewczyną,
choć kobietą taką jak inne.
Jaka Ty jesteś Mario?
Nie wiem?!
Wiem, że Cię kocham!
|
|
|
Ogród
W ogrodzie życia
kwitły różnobarwne kwiaty.
O poranku połyskiwały
brylantami rosy
W słoneczny dzień bawiły
harmonią kolorów
delikatnością kształtów.
W ciszy wieczoru czarowały
aromatem zapachów.
Jeden z nich
z kroplami rosy na wargach płatków
błysnął uśmiechem słońca
jakby chciał powiedzieć
chodź do mnie
dam ci radość
dam ci przyjaźń
może dam ci miłość.
Dotknąłem lekko
przytuliłem kwiat do serca
Wbił ostre ciernie w moją dłoń-
aż do krwi-
bolało
szukałem miłości-
znalazłem ból i cierpienie.
|
|
|
|
Miłość i kamień
mówię do kamienia-
kocham cię
chcę żebyś był szczęśliwy
i błyszczał-
szlachetny kamień błyska zimnym ogniem
mówi-
nie jestem twój
nie potrzebuję cudzej miłości
nie przenikniesz nigdy do mojego wnętrza-
jestem zimny i twardy
nie możesz mnie zmiękczyć
nie możesz mnie wzruszyć
ani gorącem uczuciem
ani czystą myślą
ani dobrym słowem
ani czułym uśmiechem
ani zachęcającym gestem
ani delikatnym dotykiem-
nawet błaganiem
i łzą spływającą po policzku
mnie nie poruszysz-
jestem tylko dla siebie-
drogocenny kamień błyszczy-
mami wabi zachwyca-
nie daje miłości
nie przynosi szcęścia.
|
|
|
Wspomnienie
powiedziałaś - idź już
na pożegnanie dałaś uśmiech
kilka pocałunków-
smakowały jak miłość-
bochen szczęścia
i dzban radości
niosłem ostrożnie moje skarby
wszedłem w ciemność wieczoru
rozświetloną ulicznymi latarniami
jesień oblepiała mnie wilgotnym zimnem
ale październik był kwitnącym majem
myślałem-
będę dzielił bochen szczęścia
na malutkie kromki
&eby na dłuśej starczyło
sycił się nimi
i popijał łykami radość
z cudownego dzbana
może uda mi się zachować
kolory i urodę życia
miłość i tęsknotę
zostawię w zakamarkach jej mieszkania
niech jej delikatnie i dyskretnie
towarzyszą
|
|
|
Jesień w parku
Siedzę na ławce w miejskim parku.
Chłód, mgła , cisza.
Z daleka dolatują odgłosy życia.
Radośnie i kolorowo spadają liście z drzew.
Dotykają z leciutkim poszumem ziemię.
Całują ją delikatnie.
Tworzą barwny dywan,
W podzięce za czas istnienia.
Oddają życie ziemi,
&eby była żyzna
I jak zawszev dawała życie.
Na parkowym chodniku dwoje starych ludzi
Idą nieśpiesznie-
Jakby chcieli zatrzymać czas,
Który biegnie szybko,
Bardzo szybko,
Coraz szybciej przed metą.
On ze zwisającą kapką u nosa
Szura nogami,
Jakby chciał być bliżej ziemi,
Choć czepia się kurczowo jej ramienia.
Ona podtrzymuje go opiekuńczo.
|
|
|
Bieg czasu
Błysnęło
lśniło
wabiło
grało
Poruszyło
zachwyciło
zauroczyło
oczarowało
Trwało
żyło
cieszyło
bawiło
Spwszedniało
osłabło
zniknęło
zgasło
Boli
męczy
martwi
smuci
Przeminie
zginie
nie wróci
W pamięci zostanie
listopad 2007
|
|
|
|
Rozmowa
Nie mów mi
" Nie chcę być dla ciebie
Matką Teresą z Kalkuty"
Czuję się wtedy
jak pies wypędzony i poszczuty
To mnie irytuję i złości
Nie oczekuję empatii i litości
Potrzebuję
tego
co do ciebie czuję-
miłości
Nie przypominaj mi
po raz nie wiem który
"Godzinami wypisujesz
niedorzeczne bzdury
Aby pozbyć się nudy
tworzysz poetyczne etiudy
Ale najbardziej mnie złości
to
człowieku
że jeszcze w twoim wieku
piszesz wiersze o miłości"
Odpowiadam
"Człowiekowi do późnej starości
potrzeba
życzliwości i miłości
jak kromki chleba
Ja to tak czuję
Dlatego
kolorami słówmiłości maluję"
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|
|