Anegdoty artystyczne








Bogumił Wtorkiewicz

Z cyklu

„Anegdoty artystyczne”

Oskarowe nagrody

Dnia 29 września 2018r.9 sobota, godz.14.00
u podnóża Zamku chęcińskiego, pod wiatą w posiadłości Stanisława
Piotrowskiego, odbyło się Jesienne spotkanie członków
Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Kielcach.
Były pieczone ziemniaki zasponsorowane przez Stanisława
oraz inne produkty spożywcze potrzebne na tą okoliczność.

Siedzę pod wiatą najedzony ziemniakami,
Kiełbasą, opity herbatą. Czuję się świetnie. Podchodzi do mnie
Sylwester Goraj z miłą propozycją, że pokaże ni film z ubiegłorocznego
Ogniska. Propozycję zaakceptowałem w trybie natychmiastowym.
Sylwester postawił przede mną czarną maszynę z klawiaturą i mały
ekran ze szkła. Początkowo wszystko było czarne. Nagle jest kolorowy
obraz. To ja w kapeluszu z rybą. Mówię o niej oraz o innych sprawach.
Stwierdziłem. że wypowiedzi są mądre scenografa filmowa z drzew
i zielonych liści. Cienie roślin dodają efektu plastycznego rybie
i mojej twarzy. Patrzę a ciekawością. Nagle cięcie. Następuje druga
scena. Trzymam kij z drutu a na końcu jest nadziana kiełbasa.
Właśnie dziarskim krokiem ruszam. Mówię, że idę do dymu l ogniska,
by Ją upiec. Zachwycam się moją grą aktorską, która Jest niedościgniona
w światowej kinematografii. Za tą grę i monolog przyznałem sobie
dwie statuetki Oskara. Trzecią statuetkę otrzymał Sylwester
za nagranie i montaż na najwyższym poziomie sztuki. Uniesiony twórczo
filmem i nagrodami, już myślę o następnym.






Z cyklu

" Anegdoty artystyczne "

Postępujące choroby

Dnia 29 września 2018r., sobota,
o godz. 14:00, u podnóża zamku w Chęcinach, odbyło się
artystyczne spotkanie przy ognisku członków Towarzystwa
Przyjaciół Sztuk Pięknych w Kielcach. Właściciel terenu
Stanisław Piotrowski zapewnił ziemniaki, kiełbasę, chleb
i inne artykuły spożywcze potrzebne na tą okoliczność.
Rozmowy były bardzo miłe i pouczające dla zebranych.

Anna Modrzejewska wypowiedziała się
na temat stanu medycyny w kraju. Posłużyła się
osobistym, cielesnym doświadczeniem. Leczyła się u kilku
lekarzy w wyniku czego ci mistrzowie medycyny popsuli
jej po kolei wszystkie narządy wewnętrzne. Oczywiście
wraz z kolejnym niedomaganiem kolejnego narządu, trzeba
było kupić następne lekarstwa. Ostatecznie Anna musiała
chodzić do apteki z dużym workiem, by pomieścić wszystkie
medykamenty.

Podobna sytuacja jest z jej mamą,
malarką Marianną Włóką, Marianna jest chora na nic,
pomimo to bierze torbę leków. Każdy nowo wyprodukowany
lek niezależnie na co, jest zapisywany artystce. Na razie.
I nie widać końca w tym procederze.

Anna Modrzejewska podzieliła się
także osobistym doświadczeniem o dentystach. Annie
trzeba było wstawić plombę. Poszła do dentysty prywatnie.
Ten zaczął jej maszyną wiertniczą robić dziurę w zębie.
Anna zorientowała się, że to może trwać bez końca
i uciekła z gabinetu. Całe szczęście, że nie zapłaciła
za zrobienie tej dziury. Była ona na tyle duża, że jak
Anna chciała zjeść całego ziemniaka, to ten wpadł do tej
dziury i trudno było go wydostać o Ostatecznie poszła
w Gdańsku do prawdziwego dentysty i ten wszystko zrobił
jak należy. Zebrani przy ognisku zainteresowali się tą
znakomitą usługą. W tej sytuacji kielczanie, szczególnie
członkowie TPSP będą jeździć do Gdańska w celu leczenia
zębów. Trzeba jeszcze wspomnieć, że ten dentysta wyciąga
z dziąsła nowe zęby po tych co wypadły i robi to
bezboleśnie.














Bogumił Wtorkiewicz

Dnia 27 kwietnia 2012r., piątek, o godz.16.00,
w Klubie Prawnika "Hipoteka" w Kielcach,
odbyło się spotkanie autorskie
z Elżbietą Gacek oraz promocja jej książki
pt. "Zapiski z pamięci".

FRASZKA
NA ELŻBIETĘ GACEK

Klub Prawnika "Hipoteka",
Elżbieta się tam spotyka.
W "Zapiskach z pamięci",
wspomnieniami nęci.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

ANEGDOTY ARTYSTYCZNE

Sport to intelekt i odwrotnie albo
argument silnej ręki

Dnia 24 stycznia 2012r., wtorek, od godz.18.00, u Juliana Bartosika odbyło się spotkanie z cyklu "noworoczne". To spotkanie było już zapowiedziane w poprzedniej anegdocie artystycznej pt. "Kolacja wtorkowa". Było nas dwoje. Norbert Samulak nie mógł przyjść, ale zadzwonił, by być duchem poprzez nadnaturalne zjawisko czyli drut telefoniczny przenoszący głos.
Kolacja standartowo wyśmienita. Trunki także. Ja witałem nowy rok koniakiem, a Julian wódką przezroczystą. Wybór zadawalający obie strony.
Ten wieczór poświęcony był jednej z wielu pasji Juliana, którą był sport w kategorii boksu. Twórca będąc studentem ćwiczył tą dziedzinę. Dzięki nabytym umiejętnościom, poskramiał barbarzyńców w obronie ludzkich wartości, sprawiedliwości i dobra. Popieram takie działanie, gdy czytanie przekazów szczytnych duchem ze świętych ksiąg nie działa na barbarzyńcę.
Dzięki Julianowi osiągnąłem kolejny stopień doskonałości duchowo - fizycznej. Sprawdziło się przysłowie które mówi, że mądrym jest ten, kto otacza się ludźmi mądrymi.
Julian czytał mi fragmenty wspomnień ze swojego życia. Dobrze, że napisał je jako ważne z dwóch powodów:
1- Dla siebie, ku indywidualnej pamięci.
2- Dla potomnych, ku zdobywaniu nauk życiowych przez które przeszedł Julian.
Jak zawsze, od Juliana wyszedłem zadowolony.
Jadąc sutobusem do domu, już zacząłem przygotowahia psychiczne do następnego wieczoru noworocznego. Jest on ważny dla mnie, tym bardziej, że czeka trunek wyprodukowany w zakonie Benedyktynów w Belgii. Znam jego boski smak, dlatego z emocjonalnym pragnieniem oczekuję mojej wizyty u Juliana.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu


"ANEGDOTY ARTYSTYCZNE"

Spotkanie cyganerii literatury w Bocianim Gnieździe

Dnia 29 listopada 2012r., czwartek, o godz.17.00, odbyło się zebranie grupy literackiej "Bocianie Gniazdo" w Salonie Kulturalnym u Danieli Kowalskiej. Uczestniczyli ludzie o wysokich walorach intelektualnych, dlatego zebranie było pełne humoru i toczyło się wartko jak strumyk po obfitych deszczach.
W pierwszej części zebrania była sprawa merytoryczna. Daniela przemówiła zrozumiale. Wtórowała jej Zofia Soboń. Salon oklaskami nagrodził panie za wszystko. W tej sytuacji przeszliśmy do drugiej części zebrania. Usiedliśmy za stołem. Daniela własnoręcznie przygotowała potrawy o nadzwyczajnych walorach smakowych. Były anielskie w smaku np. potrawa z grzybami. Mógłbym zjeść cały kocioł. Do potraw były różne napoje np. napój żołądkowy gorzki oraz krupnik. Pragnę wyjaśnić, że krupnik nie był wlewany na talerze ale do kieliszków. Anna Lachnik znając się wybornie na gorzelnictwie, przyniosła flaszkę z rozpuszczonymi kukułkami w spirytusie. Ten napój także skosztowałem. Muszę nadmienić, że wszystko co wypiłem wpływało dodatnio na moją duchowość i chęć do dalszych zebrań oraz zabawy teraz i w przyszłości.
Anna miała na sobie sukienkę, którą w zależności od sytuacji, może opuszczać lub podnosić. Na żywe oczy widziałem, że sukienka jest atrakcyjna. Anna także. W sumie te dwa elementy uzupełniają się.
Również była zauważalna suknia Danieli. Długa i koronkowa. Daniela stwierdziła, że będzie, to jej ubiór służbowy na naszych zebraniach.
Zofia także była uniesiona atmosferą. Po wypiciu napojów z rozbrajającą szczerością oznajmiła, że nigdy nie odmawia i zawsze jest chętna. By nie rozniecać niezdrowych myśli chodziło o to, że Zofia zawsze jest chętna do gotowania wybornych dań, po spożyciu których człowiek będzie na tym świecie jeszcze bardziej
zadowolony.
Odbył się maraton dowcipów miłych, wesołych a frywolnych. Z recitalem opowiadań wystąpił Wojciech Kołodziej do którego dołączyli Zofia Soboń, Anna Lachnik, Mrianna Węgrzyn i inni. Co chwilę Salon pękał ze... śmiechu. Opowiadano też o znajomych mieszkających w okolicy, różnych koneksjach rodzinnych i towarzyskich. Pan domu Jerzy Kowalski jako św. Mikołaj obdarował wszystkich eleganckimi długopisami i notatnikami. Na zakończenie imprezy Wojciech na pianinie zagrał ... dwa słowa.
Po godzinie 20.00 wyszedłem z Anną Lachnik i Markiem Skuzą. Marek nie spożywał napojów typowych na ten wieczór, dlatego odwiózł nas cało i zdrowo do domów. Z pieskami Danieli pożegnałem się ciepło i wylewnie tym bardziej, że od nich także dostałem zaproszenie na następnie imprezy.

PS.

Następnego dnia czyli 30 listopada 2012r., piątek, o godz. 18.00, spotkaliśmy się z Danielą na wieczorze autorskim Anny Lachnik w Klubie na Barwinku. Robiliśmy sobie pamiątkowez djęcia. Do jednego z nich Daniela miała ambicję szczególnie korzystnie się ustawić, by wyglądać jak najlepiej, gdyż jak powiedziała, dotychczas robiono jej zdjęcia jak je lub pije. Podczas wykonywania tego zdjęcia, Daniela zaniechała konsumpcji artykułów spożywczych.
Mnie spotkał szczególny dar losu. Na spotkanie przyszedłem sam, a wyszedłem z krową i łodzią. W taki sposób ukształtował się wosk wlany do wody. Przecież był to dzień andrzejkowy.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

ANEGDOTY ARTYSTYCZNE

Celina do d...

Dnia 16 stycznia 2012r., poniedziałek, o godz.9.00, przyszedłem z wizytą noworoczną do Celiny Ślefarskiej, Jagody
i Małgorzaty. Było trochę mrozu, śnieg napadał znacznie, dlatego idąc przez ulice, nabrałem ducha noworocznego. Wszedłem do pokoju służbowo-towarzyskiego. Tu atmosferę dopełniła tłusta wizualnie choinka, ładnie ozdobiona i połyskująca lampkami. Celina zaczęła mi przyrządzać kawę. W sposób bolesny zwierzyła mi się, że jest przeziębiona, ma katar i ogólnie źle się czuje. By zdecydowanie określić swój stan ducha i ciała powiedziała - jestem do d ...! Zgodnie z naturą ludzką rodzaju żeńskiego, przytaknąłem aprobująco, pomijając oczywiście chorobę. Niezależnie od warunków Celiny, spotkanie ruszyło. Pokazała mi wyświetlane na komputerze zdjęcia z przedstawienia teatralnego, w którym brała udział. Zdjęć jest dużo i przedstawiają poszczególne momenty sztuki.
Jagoda kilkakrotnie podchodziła do Małgorzaty, szczebiocąc nawzajem na tematy zawodowe. Spotkanie zaczęło dobiegać końca. Nieśmiało do Celiny wyraziłem obawę, że dziewczyny mogą być poddenerwowane, złe i nie skore do żartów. Mile mnie zaskoczyły wrzaskiem, wszystkie, że są chętne na różne uroczystości. Udzieliła mi się ich pogoda ducha. W tej sytuacji pod choinkę położyłem anegdoty artystyczne, w których cała trójca przedstawiona jest mile. Następnego dnia na ulicy spotkałem Jagodę, która była zadowolona z tekstu. Po południu spotkałem na kolejnej imprezie Celinę także zadowoloną. Jednym słowem, cykl imprez noworocznych rozpoczął się dobrze. Według tradycji potrwa cały rok.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

" ANEGDOTY ARTYSTYCZNE"

Nagły telefon

Dnia 10 kwietnia 2012r., wtorek, ok. godz.17.00, siedzę w mieszkaniu w uniesieniu twórczym nad epokowym tekstem literackim, a tu nagle dzwoni telefon. Podnoszę słuchawkę.To Julian Bartosik. Mówi mi, bym natychmiast przyszedł do niego i dopełnił swoją osobą trójcę biesiadną czyli Julian, Norbert Samulak i ja. Próbuję się wykręcić argumentując ważną pracą twórczą, ale im bardziej się wzbraniam, tym naciski są intensywniejsze. Ostatecznie poczułem się bardzo ważny, że biesiada bez mojego udziału może nie mieć wysokiego, intelektualnego wymiaru. Podjąłem natychmiastową decyzję. Jestem za godzinę. Tak też się stało. Wszedłem do Juliana pełen dumy. Stół rutynowo przygotowany. Wypiliśmy na rozbieg konwersacji po kilka kieliszków. Kieliszki wcześniej były napełnione. Rozmowa ruszyła. Jak zawsze były zabawne historyjki z życia Juliana i Norberta. Słuchałem z zaciekawieniem jako nauki dla mnie. Spotkanie przebiegło w jedyny, słuszny sposób czyli miło. Pożegnaliśmy się z Julianem. Pod blokiem pożegnałem się z Norbertem. Przed snem leżałem pełen szczęśliwości z powodu takiego zakończenia dnia.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

ANEGDOTY ARTYSTYCZNE

Szczyt nadzwyczajny

Dnia 17 kwietnia 2012r., o godz.18.00, odbyło się nadzwyczajne, wtorkowe spotkanie artystyczne u Juliana Bartosika. Grono biesiadników było znakomite: Zyta Trych, Anna Lachnik, Maria Salus, Dorota Putowska, Norbert Samulak, Julian i ja. Na początku spotkania odbyły się główne uroczystości. Wręczyliśmy właścicielowi mieszkania bukiet pąsowych róż oraz odśpiewaliśmy pieśń w której wyraziliśmy życzenie, by żył sto lat. Julian nie oponował.
Następnie wznieśliśmy wielokrotnie toast za jego zdrowie wlewając trunki w gardła nasze. Rozmowa była ożywiona, gdyż każdy miał coś do powiedzenia. Julian uhonorował panie własnymi pracami malarskimi, które namalował ręcznie. Wcześniej wymyślił jak to zrobić. Dorota i Anna wykonywały pamiątkowe zdjęcia. Ich praca jest ważna, gdyż fotografie zawierają podobizny ludzi o wyjątkowych osobowościach.
Spotkanie upłynęło w uniesieniu towarzyskim i twórczym. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że następne muszą być. Ja też tak sądzę i klaskam w dłonie nie bacząc na ich puchnięcie.




Fraszki
na Zytę Trych

I


Imieniny ma Zyta
już moje natchnienie zgrzyta.
Nad jej bluzką widzę waszkę,
trzeba jej napisać fraszkę.

II


Puk...puk...puk...,
to otwieranych szampanów huk.
W salonie impreza rozkwita,
bo zebrała się przyjaciół elita.

III

Zyta w kwietniu ma imieniny,
wszyscy mają uroczyste miny.
Sampanów jest bez liku - kto to wypije?
Bogumił wypił _ i po krzyku.


Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Gorzkie żale Norberta

Dnia 8 marca 2011r., wtorek, o godz.16.00, rozpoczął się uroczysty podwieczorek związany z Dniem Kobiet. Członkinie Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych dopisały ilościowo i jakościowo makijażem, ubiorem i zorganizowaną zastawą stołową, spożywczą. Członków była śladowa ilość niemniej zauważalna Wieczorek prowadził Norbert Samulak. Czytał okolicznościowe teksty, podobnie jak inni panowie. W późniejszym okresie spotkania panie zaprezentowały własną twórczość na temat swojej płci i święta. Podczas wieczoru nie obyło się bez gorzkich żalów. Norbert stwierdził, że na stole oprócz napojów o różnej mocy oraz wypieków cukierniczych, powinna być ziemia w doniczce z kwiatami. Osobiście chciał nabyć taki zestaw okolicznościowy, ale okazało się, że kiosk z tym asortymentem umiejscowiony w pobliżu KCK, z okazji Dnia Kobiet został zlikwidowany. Norbert wyraził głęboki żal i załamanie z tego powodu. Bardzo zaniepokoiłem się jego stanem duchowym czy w akcie tragizmu nie wyniknie jeszcze jeden tragizm. Byłoby to szczególnym uczczeniem Święta Kobiet. Ostatecznie na wieczorku było wiele różnych przyjemnych okoliczności. W tej sytuacji zlikwidowany kiosk z kwiatami doniczkowymi przeszedł w niebyt pamięci. Mam nadzieję, że w przyszłości zaistnieją okoliczności sprzyjające, by paniom z okazji Dnia Kobiet wręczać doniczki z ziemią, w dodatku wsadzając do nich kwiaty.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Zyta na warsztacie

Z podwieczorku wychodziliśmy w szampańskim nastroju, zgodnie z właściwościami tego trunku działającym na organizm ludzkie Ja również wychodziłem pełen uniesień twórczych w taki sposób, że prawie nie dotykałem nogami powierzchni ziemi. Przede mną szła Zyta Trycho Wyszliśmy na zewnątrz rozchodząc się w różnych kierunkach. Zyta usłyszawszy mój głos zasugerowała głośno, żeby ją także uczcić w formie anegdotyczno-artystycznego tekstu podobnie jak kobyłę Małgorzaty Sajkiewicz-Kręt. Natychmiast wyraziłem bezgraniczną aprobatę i zapał twórczy z entuzjazmem wykrzykując - czekaj, ja ciebie także wezmę na warsztat!
Entuzjazm zadowolenia z mojej decyzji udzielił się Zycie i osobom jej towarzyszącym. W tym momencie już powstał tytuł anegdoty. Czym prędzej poszedłem do domu notując go na kartce, a nazajutrz napisałem anegdotę.
Muszę dodać, że Zyta swoje ubrania komponuje bardzo artystycznie i wpływają one na mnie inspirująco jako projektanta mody. Szczególnie jej liczne kwiaty w różnych wielkościach i gatunkach są wykorzystywane na jej klatce piersiowej jako element dekoracyjny. Właśnie z okazji Dnia Kobiet pomyślałem, że z jej dekoracji ubraniowych mógłbym skomponować niejeden okazjonalny bukiet. Uroczym elementem jest także pierścionek Zyty jako zegarek - dosłownie. Ten element jest mi szczególnie bliski, gdyż ja w podobnym trybie myślenia wykonałem zegarek na rękę z dużego budzika. Chciałem iść jeszcze dalej w pomyśle wykorzystując zegar ścienny jako zegarek na rękę, ale modelka powiedziała mi, że go nie udźwignie na jednej ręce.
Zyta czyli dama sztuki godna jest uwiecznienia w różnych gatunkach artystycznych. Ta anegdota jest jedną z nich.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne


KOBYŁA NA SPRZEDAŻ czyli KOBYŁA ŹREBIĘCIEM

Dnia 8 marca 2011rp wtorek~ o godzo16000 odbył się podwieczorek artystyczny członków Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Kielcach z okazji Święta Kobieto Z tej przyczyny odczytałem "Anegdoty artystyczne" związane z członkiniami Towarzystwa e Jedną z nich była Małgorzata Sajkiewicz-Kręt. Podczas trwania imprezy okazało się, że ona sama nie została tak wyraziście dostrzeżona jak jej kobyła, która w tekście grała znaczącą rolę. Nagle wszyscy zainteresowali się tym zwierzęciem. Niektóre panie zwróciły się do mnie z prośbą, by opisać je w anegdocie równie mile jak kobyłę. Przyrzekłem, że tą sprawę twórczą załatwię pozytywnie.
Sprawa kobyły Małgorzaty przybrała dramatyczny obrót. Ze względu na wiek co ma wpływ na jej wnętrzności i zewnętrzną powłokę zaczyna być w stadium rozkładu.. Kobyła coraz częściej jest w warsztatach, ale reanimacje nie na długo pomagają. W tej sytuacji Małgorzata podjęła decyzję. że kobyłę należy sprzedać. Przed operacją handlową kobyła musi przejść metamorfozę czyli zamienić się w dorodne źrebięcie. Wymaga to trochę farby, wody z kosmetykami i innych zabiegów upiększających To co nie da się przywrócić blaskowi zewnętrznemu, należy zakryć przed nabywcą. Powierzchnia ma lśnić młodością i wabić pięknem.
Ostateczny skutek ma być następujący. Nabywca ma odjechać o własnych siłach kobyły co najmniej 100 metrów, a Małgorzata ucieknie z miejsca transakcji jak najszybciej i najdalej, by nie być złapaną do reklamacji lub co gorsza zwrotu kobyły, a jeszcze gorzej gotówki za nią.
Tym epizodem kończy się historia kobyły Małgorzata musi się przemieszczać a więc kolejny środek lokomocji ma być zapewniony czyli zakupiony. Być może będzie to samochód równie wizualnie okazały, któremu nadamy przezwisko "Piekielny potwór”.



Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Kolacja wtorkowa

Dnia 17 stycznia 2012, wtorek, o godz. 19.00, u Juliana Bartosika rozpoczęło się spotkanie noworoczne w którym udział wzięli: Norbert Samulak, ja i oczywiście sam gospodarz. Było to nasze pierwsze spotkanie z cyklu noworocznych. Dwie godziny wcześniej z Norbertem byliśmy na podobnej imprezie zbiorowej w Klubie Civitas Cristiana. Przygotowanie psychiczne było więc zapewnione.

Julian tradycyjnie przygotował wspaniałe zakąski i trzy rodzaje trunków. Najpierw wznieśliśmy toast za nowy rok rodzimą wódką przezroczystą. Następny toast był podbudowany trunkiem wyprodukowanym przez zakon Benedyktynów z Belgii. Napój bardzo ostry ale dobry smakowo. Później był koniak.

Ku mojemu małemu zmartwieniu, nie było jeszcze czwartego trunku czyli wody gazowanej, cytrynowej, zimnej, wyjętej z lodówki. Julian powiedział, że mu nie dostarczono. Wyjął tylko znaną mi flaszkę z tworzywa sztucznego ze śladową ilością tego trunku. Nie grymasiłem, gdyż symbol został zachowany.
Bardzo dobrze nam się rozmawiało . Stwierdziliśmy, że te spotkania są już historyczne, które należy kontynuować. Powiedziałem, że niech to będą „kolacje wtorkowe”. Nazwa została zaakceptowana jednogłośnie.

Julian pokazał nam bardzo ciekawą, piękną i znaczącą pamiątkę czyli herb swojej rodziny. Herb jest piękniej wykonany jako dzieło sztuki rzemiosła artystycznego.
Po godzinie 21.00 z Norbertem pożegnaliśmy Juliana. Wyszliśmy. Wieczór był piękny wzmacniający nasze doznania atmosferyczne poprzez trunki. Do domu wkroczyłem pełen natchnienia twórczego. Efektem jest ta anegdota artystyczna napisana następnego dnia rano. Po jej napisaniu jeszcze bardziej nabrałem ochoty na życie artystyczno – towarzyskie, ponieważ za tydzień kolejne spotkania noworoczne.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

CUD JULIANA


Dnia 15 marca 2011r, wtorek, o godz. 18.00 odbył się kolejny wieczór sylwestrowy u Juliana Bartosika. Oprócz nas dwóch dołączył także Norbert Samulak. Po kilkuminutowych obrządkach przygotowawczych związanych z zastawą stołową, przeszliśmy do wieczornej zabawy. Przede wszystkim pożegnaliśmy rok 2010 a przywitaliśmy 2011. Trunek serwowany przez Juliana był znakomity, dlatego ilość toastów była znaczna . Rozmawialiśmy na tematy nas interesujące. Przy okazji dowiedzieliśmy się o cudzie Juliana, którego świadkami było wiele osób a i sam cud może jeszcze jest widoczny w dzisiejszych czasach.

W pewnej wsi był problem z wykopaniem studni. Problem nie polegał na wykopaniu dziury w ziemi, ale zamiast wody na dnie powstała pustynia. Nieszczęśnik już miał umrzeć z pragnienia, ale na szczęście objawił mu się Julian. Julian natchniony wiedzą nadprzyrodzoną i wywodzącą się z ziemskich badań naukowych, zwrócił się do gospodarza mówiąc – zaprawdę powiadam ci, w tym miejscu kop studnie aż dokopiesz się do gliny. Gdy to uczynił, kop jeszcze tylko jeden metr a ujrzysz wodę. Natychmiast gospodarz został owładnięty bezdyskusyjną wiarą. Zaczął kopać. Nie wnikając w szczegóły całej operacji, na końcu jego trudu ukazała się rzecz nadzwyczajna – woda. Chłop upadł na kolana przed Julianem składając mu hołd. Szybko rozeszła się wiadomość o tym cudzie w całej okolicy. Od tego momentu całe rzesze ludzi szły za Julianem, by ten wskazywał im, gdzie jest woda.

W ten sposób już nikt do dnia dzisiejszego nie pragnie tam wody. Znalazł się także właściciel stawu, który zwrócił się do Juliana z prośbą, by ten w cudowny sposób zapełnił mu staw rybami. Nie wiem, czy cud się dokonał.
Nasze spotkanie było wyborne. Krótko skomentował to Norbert mówiąc – takie spotkania są miłe, gdy się jest w takim towarzystwie – to jedzenie i picie nie szkodzi. Mogę to potwierdzić, gdyż dotychczas na umyśle ani na ciele nie zauważyłem negatywnych zmian. W pewnym momencie Norbert wpadł w duże zaniepokojenie. Nagle przypomniał sobie, że ma żonę. Postanowił iść do domu i ją odwiedzić. Pożegnaliśmy Norberta ze zrozumieniem. Z Julianem posiedzieliśmy jeszcze kilkanaście minut dochodząc do jednego i słusznego wniosku – musimy koniecznie zorganizować kolejny wieczór sylwestrowy. Nie było głosów wstrzymujących się czy przeciwnych. Uchwała jednomyślnie zapadła.



Członkowie TPSP w anegdocie

Kobyła na parkingu

Małgorzata Sajkiewicz-Kręt oraz Bogumił Wtorkiewicz uczestniczyli w zebraniu przedstawicieli Organizacji Pozarządowych. Zebranie odbyło się dn. 19.03.2010r, piątek, w Domu Harcerza w Białogonie. Wtorkiewicz zaproponował, że pojadą autobusem, ale Małgorzata jako kobieta sprawna organizacyjnie oznajmiła, że dla wygody pojadą jej samochodem. W przeddzień zebrania Małgorzata miała zadzwonić do Wtorkiewicz w celu ustalenia godziny i miejsca odjazdu. Tak też się stało. Wieczorem Bogumił telefon. Wszystko ustalono prawidłowo. Spotkanie miało nastąpić na parkingu przed Halą W-S przy ul. Żytniej. Bogumił znając realia parkingu czyli zawsze dużo samochodów zapytał, jakim samochodem Małgorzata przyjedzie, by móc wyłowić go oczami spośród innych. Małgorzata wyczerpująco opisała ten samochód. Na koniec stwierdziła, że jeśli chodzi o jego wielkość to nie będzie problemu go rozpoznać, gdyż to prawdziwa kobyła czyli duży. Wtorkiewicz przyjął tę wiadomość z wielką radością, gdyż kobyła stojąca na parkingu będzie zauważalna. Istotnie, Małgorzata zajechała pokaźnych rozmiarów i wypasioną kobyłą, którą odjechali na zebranie.


Dzielenie skóry na niepoczętym niedźwiedziu


Na tymże zebraniu omawiano problemy utworzenia Wojewódzkiej Rady Pożytku Publicznego, która to rada ma być zbawienna dla wszelkiej działalności różnych organizacji. Jak zawsze przy powstawaniu czegoś nowego, każdy przedstawiciel ma odmienne zdanie w stosunku do drugiego. Tu także to miało miejsce. Zaczęto omawiać problemy wg przysłowia – dzielenie skóry na niedźwiedziu, który jeszcze nie został upolowany i siedzi spokojnie w lesie bez możliwości dokładnej lokalizacji. Małgorzata uzupełniając to przysłowie stwierdziła, że tenże niedźwiedź nawet nie został poczęty. Ponieważ zakres spraw i genialnych propozycji nie został wyczerpany stwierdzono, że trzeba się jeszcze raz spotkać. Dla wygody ustalono miejsce w centrum miasta oraz godzinę gwarantującą większą frekwencję przedstawicieli.



Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Sport to intelekt i odwrotnie
albo
argument silnej ręki


Dnia 24 stycznia 2012r, wtorek, od godz. 18.00, u Juliana Bartosika odbyło się spotkanie z cyklu „noworoczne”. To spotkanie było już zapowiedziane w poprzedniej anegdocie artystycznej pt. ”Kolacja wtorkowa”. Było nas dwoje. Norbert Samulak nie mógł przyjść, ale zadzwonił, by być duchem poprzez nadnaturalne zjawisko czyli drut telefoniczny przenoszący głos.

Kolacja standartowo wyśmienita. Trunki także. Ja witałem nowy rok koniakiem, a Julian wódką przezroczystą. Wybór zadowalający obie strony.

Ten wieczór poświęcony był jednej z wielu pasji Juliana, którą był sport w kategorii boksu. Twórca będąc studentem ćwiczył tą dziedzinę. Dzięki nabytym umiejętnościom, poskramiał barbarzyńców w obronie ludzkich wartości, sprawiedliwości i dobra. Popieram takie działanie, gdy czytanie przekazów szczytnych duchem ze świętych ksiąg nie działa na barbarzyńcę.

Dzięki Julianowi osiągnąłem kolejny stopień doskonałości duchowo- fizycznej. Sprawdziło się przysłowie, które mówi, że mądrym jest ten, kto otacza się ludźmi mądrymi.

Julian czytał mi fragmenty wspomnień ze swojego życia. Dobrze, że napisał je jako ważne z dwóch powodów:

1- Dla siebie, ku indywidualnej pamięci.
2- Dla potomnych, ku zdobywaniu nauk życiowych przez które przeszedł Julian.
Jak zawsze, od Juliana wyszedłem zadowolony.
Jadąc autobusem do domu, już zacząłem przygotowania psychiczne do następnego wieczoru noworocznego. Jest on ważny dla mnie tym bardziej, że czeka trunek wyprodukowany w zakonie Benedyktynów w Belgii. Znam jego boski smak, dlatego z emocjonalnym pragnieniem oczekuję mojej wizyty u Juliana.


Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne


Lutowe spotkanie noworoczne


Dnia 7 lutego 2012r, wtorek, od godz. 17.45, u Juliana Bartosika odbyło się standardowe przyjęcia noworoczne, w którym obok gospodarza uczestniczyli: Norbert Samulak i ja.

Ten wieczór tryskał humorem i radością życia. Tryskały także trunki. Najpierw wypiliśmy wódkę bezbarwną w ilości zapowiadającej dobrą atmosferę. Następnie trunek wyprodukowany przez zakon Benedyktynów w Belgii. Nie było tego wiele biorąc pod uwagę wcześniejsze nasze spotkania, dlatego podczas tego butelka została wykończona. Pragnę zwrócić uwagę, że ta butelka była piękna artystycznie – kształtem, kolorem szkła – głębokim granatem, liternictwem i znakiem graficznym. Smakiem trunek odpowiadał poprzednio wymienionym zaletom. Następna flaszka zawierała koniak o ładnie brzmiącej nazwie „Napoleon”. Wznieśliśmy uroczysty toast o przyjacielskim przesłaniu – zdrowie nasze w gardła wasze. Przy okazji Norbert przypomniał epizod ze swojego życia towarzyskiego w latach 70 XX wieku. Był u swojego przyjaciela. Tam również był „Napoleon” i to w ilości dwóch butelek. Pomimo całościowego wypicia tego płynu, Norbertowie nic złego się nie działo. Może dlatego, że „Napoleon” mógł wówczas być kupiony tylko za sprawą cudu.

Podczas spotkania Norbert jadł w ilościach śladowych równie wyborne potrawy. Na nasze niepokojące pytania, co tak mało je, Norbert ze smutkiem odpowiedział, że czeka go kolacja w domu, którą ma spożyć z widocznym zadowoleniem. U nas nie może dużo jeść, żeby żona Zuzanna nie podejrzewała go, że w jakimś przytulnym mieszkaniu już się wystarczająco nasycił. Jedzeniem także.

Julian jak zawsze w sposób szarmancki na bieżąco uzupełniał wiktuały. Ja uzupełniałem kieliszki oraz szklaneczki zimną, aromatyczną, cytrynową wodą. Tym razem dostarczono ją do Juliana na czas.
Czas biesiadny wolno dobiegał końca. Pożegnaliśmy Juliana. Przed blokiem uściśnięcie mojej dłoni i Norberta.
Przyjechałem do domu gorący w pomysły – jak wulkan. Jednym haustem napisałem tę anegdotę.


Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Kompozytor pisze teksty do wierszy


Pokój w pracy Celiny Ślefarskiej stał się kolejnym moim punktem spotkań artystycznych. Szczególnie ma to miejsce w godzinach porannych. Jestem usadowiony przy biurku z dobrym punktem obserwacyjnym na monitor komputera. Tak też się stało dnia 3 grudnia 2010r , czwartek. Przyszedłem do Celiny w ważnych dla mnie sprawach organizacyjno- artystycznych. Celina poczęstowała mnie herbatą o nadprzyrodzonych właściwościach. Następnie pokazała mi makietę okolicznościowego wydawnictwa o działalności członków Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych. Moja buzia jest także tam zamieszczona. Wyglądam na dwóch zdjęciach bardzo rozumnie., dlatego pogratulowałem Celinie trafnego wyboru.

Naszą rozmowę przerwali tylko, ale bez większego utrapienia, pracownicy, którzy wpadali na kilka sekund w celu wymiany dziennych uwag. M.in. przyszedł też pracownik odśnieżania służbowego parkingu. Właśnie śnieg padał i odgarnianie jego byłoby trochę uciążliwe i bez większego efektu na dłuższy okres. W końcu pracownik stwierdził, że śnieg odgarnie na wiosnę, co będzie gwarancją, że jego praca nie pójdzie na marne.

Podczas ożywionej rozmowy na tematy nas interesujące, Celina w pewnym momencie powiedziała, że zna kompozytora, który pisze teksty do wierszy. To zdanie oznajmujące przyjąłem ze spokojem. Po sekundzie ze strony Celiny padło poprawienie, uzupełnienie i sprostowanie – jej znajomy kompozytor pisze muzykę do wierszy. Tę wypowiedź także przyjąłem ze spokojem.

Poranek artystyczny z herbatą o egzotycznym smaku przebiegł jak zawsze w uniesieniu duchowym. Kolejne poranne spotkanie już wkrótce.




Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Genialny obraz

Dnia 8 sierpnia 2011r, poniedziałek , o godz. 12.30, z Zuzanną i Norbertem Samulak przyjechaliśmy do Szkoły w Chęcinach, gdzie byli zakwaterowani plenerowicze VIII Międzynarodowego Pleneru Malarskiego „Chęcińskie pocztówki 2011”. Przywieźliśmy autorskie obrazy, by wykonać zdjęcia do katalogu. Chwilę krzątaliśmy się na parkingu szkolnym. Nagle doszła do nas Małgorzata Sajkiewicz- Kręt. Trzymała w rękach obraz. Po krótkie mowie wyjaśniającej okazało się, że jest to jej osobista praca plastyczna ręcznie wykonana farbami. Znaczy się, Małgorzata namalowała go własnymi rękami, najczęściej jedną z nich. Obraz przedstawia pnące się ku górze kamienne schody. Zaczęliśmy podziwiać tą pracą co chwilę wzdychając – genialny...genialny... genialny. Wziąłem obraz do ręki i „przewróciłem go na bok”. W tej sytuacji schody przybrały postać muru. Ten widok plastyczny także był genialny, co nie omieszkałem zauważyć moimi mdlejącymi z wrażenia oczami i ustami. Małgorzata spojrzawszy na obraz ustawiła go prawidłowo w moich dłoniach czyli górą do góry. Niemniej zachwytom nie było końca. Jest to jeje debiut malarski i od razu okazał się rewelacją. Po chwili Małgorzata ostudziła bałwochwalstwo na swoją cześć wnosząc istotne uzupełnienie. Oznajmiła, że nie jest to jej debiut w znaczeniu tego słowa, ponieważ wcześniej miała już kontakt z malarstwem. Otóż kiedy jej dzieci miały zanieść prace plastyczne na zajęcia szkolne, to Małgorzata zawsze je kończyła nadając im wysokie walory artystyczne. Malując prace dzieciom na ocenę szkolną, osiągnęła biegłość malarską. W tej sytuacji namalowanie tego obrazu to dla niej mały pikuś. By jednoznacznie sprawdzić i nie pomylić się w ocenie, jeszcze raz obraz wielokrotnie obracałem na 4 możliwe sposoby. Jakby nie patrzeć, jest genialny jako kamienne schody lub kamienna ściana – jak kto woli.


Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Pokarm dla dzieci

Albo

uroda życia


Dnia 17 lipca 2011r, wtorek, od godz. 8.15, w gabinecie służbowym Celiny Ślefarskiej, odbyło się kolejne spotkanie towarzysko- artystyczne. Zgodnie z rytuałem, Celina zaczęła mi robić kawę. W tym czasie nie odzywamy się do siebie, aby przygotowanie kawy nie przeszkadzało nam w spokojnej rozmowie. Kawa już stoi przede mną. Rozmowa rozpoczęta. Pragnąc być eleganckim i estetycznym na twarzy, wziąłem od Celiny kilka chusteczek restauracyjno – kawiarnianych do wycierania buzi. Gdyby kawa zostawiła ślady wokół mioch ust, chusteczki miały to zlikwidować. Nic z tej elegancji nie wyszło. Chusteczki były tak wykonane jak gruby papier ścierny najwyższej jakości. Zalety tych chusteczek to:

- Zgięta chusteczka, krawędziami, powoduje na twarzy krwawe i bolesne rany trudno gojące się.
- Powierzchnia nie wchłaniająca żadnych płynów, w tym wypadku resztek kawy z mojej buzi. Gdybym zaczął wycierać nimi moją twarz, dzięki kolorystyce kawy upodobniłbym się do murzyna.
Nie chcąc wyglądać jak wampir po śniadaniu, zaprzestałem wycierać nimi twarzy. Sięgnąłem do mojej kieszeni po klasyczną chusteczkę z tkaniny cienkiej i przyjaznej mojej urodzie.
Następnie przeszliśmy do omówienia różnych problemów poezji. Celina podzieliła się ze mną uwagą dotyczącą poziomu tej twórczości jednej z autorek. Niepokojący jest fakt, że ta pani swoją poezją zaraża dzieci. Celina jednoznacznie to określiła – dzieci karmi pierdołami. Należy zbadać, jaki wpływ będzie miała ta żywność na zdrowie psychiczne i intelektualne dzieci.

Celinę dotyka jeszcze jedna przykra dolegliwość, gdyż jej koleżanka dostaje prestżowe oferty zawodowe, a ona ma je realizować. Westchnąłem głęboko na zakończenie tego zwierzenia, które pozostaje otwarte do załatwienia.

Biura nie są tylko nieprzyjazne dla pracowników, ale mają pewną wartość. Stwierdziliśmy z Celiną, że komputery i inne urządzenia mechaniczne są dla nas bezwartościowe. Natomiast my jako osoby zajmujące się m. in. pokazami mody- takie wyposażenie biur jak firanki, zasłony, obrusy, liczydła koralikowe i inne przestarzałe urządzenia są cenne do kolekcji mody. W tym to celu zamierzamy obrabiać biura dla dobra wzornictwa odzieżowego. Na marginesie Celina dodała, że u niej w domu, kokardy leżą pod schodami do wykorzystania. Zapamiętałem tę informację.

Siedząc w spokoju ducha, w pewnym momencie pod blatem biurka zauważyłem dolną połowę ciała Małgorzaty. Zacząłem bliżej przyglądać się temu widokowi. Ta dolna część ciała częściowo była przykryta jasną spódnicą na której były ciemne liście. Spojrzałem na zasłonę w pokoju. Zasłona i spódnica kolorystyką i elementami ozdobnymi współgrały ze sobą. Małgorzata na zasłonce byłaby cennym ozdobnikiem pokoju biurowego. Trzeba jeszcze dodać, że od czasu do czasu poruszająca się pod biurkiem wspomniana część ciała Małgorzaty, była dodatkowym elementem estetycznym.

Ważną funkcję w tym pokoju sprawuje Jagoda. Jest to dział relacji z partnerami. Jagoda w tym zakresie ma sukcesy zawodowe m. In. Wyszła za mąż. Kłopotów mogą przysporzyć następni partnerzy – petenci. Któregoś dnia Jagodę spotkałem na ulicy. Był ciepły, słoneczny , letni dzień. Natychmiast zauważyłem na jej ciele piękną sukienkę „w łączkę”. Wyglądała uroczo, gdyż sukienka jest dobrze dopasowana. Nie obyło się bez zabawnego skojarzenia. Jagoda ma długie, kręcone włosy jak młody lew. Spoza swojej sukienki „w łączkę” wyglądała jak uroczy lewek siedzący na sawannie pośród bujnej trawy. Widok rozkoszny. Idąc dalej, starałem się nie patrzeć na ludzi, by nie popsuli mi tego widoku.



Bogumił Wtorkiewicz


FRASZKI
na Antoniego Dąbrowskiego
i inne okoliczności

I

Dwadzieścia lat Fundacji,
To Jubileusz pełen gracji.
Bilans dokonań artystycznych,
Jest w ilościach znacznych.

II

Antoni Dąbrowski,
Wije się jak wstążki.
Fundusz bez dwóch zdań,
Zapewniony musi być nań.

III

„Radostowa” znane pismo,
oby tylko nie prysło.
Niech wychodzi wiele lat,
A Dąbrowskiemu życzyć sto lat.

IV

Przez urocze Ponidzie,
Antoni Dąbrowski idzie.
Oby sprawił mu dobry los,
Że dla Fundacji znajdzie gotówki trzos.



Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

Wieczór noworoczny u Juliana


Dnia 5 stycznia 2011r, środa, od godz. 17.30 rozpoczął się wieczór noworoczny u Juliana Bartosika. W wieczorze noworocznym udział wzięli – Julian i ja – co było gwarancją wysokiego poziomu intelektualnego.
Julian przygotował wykwintny wikt i stosowne napoje w znacznych ilościach m.in. naszej ulubionej wody cytrynowej, gazowanej – pięć litrów. Na szczęście stół o solidnej konstrukcji zachował swoją budowę.
Wieczór był bogaty w różne wydarzenia i rozmowy. Oglądaliśmy księgi pamiątkowe z różnymi dokumentami, zdjęciami, wpisami itp. Są to „złote księgi|” wydarzeń związanych z Julianem oraz setkami osób, instytucji, uroczystości. Dzięki Julianowi i jego pasji zachowania w materialnej formie przeszłości, można zachwycać się jego archiwum. Julian czytał mi wspomnienia z jego wyprawy naukowej do Afganistanu. Nie sposób było dokończyć czytania ze względu na wielkość zapisu. Dokończenie będzie na kolejnym wieczorze noworocznym. Muszę dodać, że były dwie wyprawy do Afganistanu. Pierwsza w 1973r, druga w 1978. Sądząc po ilości zebranego materiału przypuszczam, że nasze imprezy noworoczne poświęcone temu tematowi potrwają co najmniej do końca 2011r.
Ze spraw innych zapytałem Juliana, czy jeszcze przylatują ptaki na jego parapet w celu dożywiania. Ten fakt opisałem już w jednej z anegdot. Julian zapewnił mnie, że nic się nie zmieniło i aktualnie stołuje się u niego 32 gołębie.
Godziny wydawania posiłków:
godz.8.00 /rano/ - śniadanie
godz.14.00 – obiad
Jeśli rano punktualnie o godz. 8.00 stołówka jest jeszcze zamknięta czyli pusty parapet bez jedzenia, gołębie organizują pobudkę dla kierownika stołówki poprzez dziobanie w szyby. Skutek jest pozytywny. Są też wydawane specjalne posiłki dla dzikich kaczek. Odbywa się to przy budynku na trawniku. Sylwetka Juliana jest rozpoznawalna przez kaczki dlatego stołówka pod gołym niebem działa doskonale.
Wychodząc od Juliana zauważyłem w znajomej szafce baterię wyśmienitych trunków. Nie omieszkałem podzielić się z Julianem uwagą, że na pewno są już przygotowane na nasz następny wieczór noworoczny. Oczywiście nie za rok, a za kilka dni.
Moje przypuszczenie było słuszne. W tej sytuacji wyszedłem jeszcze bardzie zadowolony z bieżącego oczekując następnego. Przy okazji dostąpiłem natychmiastowego natchnienia do napisania niniejszego tekstu, by ja najszybciej wręczyć go Julianowi przy już historycznym stole. Tak też się stało.



Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

KOMPUTERA ERA

albo

KRATKA- MAŁGORZATKA

Dnia 6.07.2011r, środa, o godz.9.30, przybyłem do znanego i zasłużonego dla spotkań towarzysko- artystycznych lokalu w którym przbywają Celina Ślefarska, Małgorzata i Jagoda.
Po moim wej sciu z eleganckim ukłonem i odpowiednim sformuowaniem słownym, powitalnym, Celina pyta mnie, czy zrobić kawę. Odpowiadam tradycyjnie, że z prochu. Niestety, Celina bezradnie rozkładaręce mówiąc, że prochu strzelniczego nie ma. Ostatecznie godzę się na kawę mieloną. Ta jak zawsze jest. Celina wącza urządzenie we wnętrzu którego jest woda. Po chwili wydobywają się z czajnika nieziemskie bulgoty, dymy a na dodatek z hukiem gaśnie czerwone światełko na jego konstrukcji. Woda gotowa do zalania kawy. Po chwili unosi się jej aromat. Posiedzenie towarzyskie rozpoczęte. Celin a wręcza mi płytę z niedawnego pokazu mody mojego autorstwa. Ja Celinie także płytę z tej samej okazji. Rozpoczyna się część artystyczna. Pragniemy oglądać zdjęcia z mojej płyty. A tu tragedia. Komputer się zepsuł, nic nie widać. Po chwili tragedia uległa metamorfozie. Okazało się, że komputer nie m mógł pokazywać zdjęć, ponieważ Celina nie włożyła do niego płyty. To uchybienie natychmiast uległo likwidacji.
Jeszcze raz sprawdizło się powiedzenie, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Właśnie nad komputerem popsuło się światło, przez co trochę ciemnicy zapanowało nad ekranem. Dzięki temu kolorowe ubrania na modelkach a także one same wyszły bajecznie... kolorowo. Oglądanie zdjęć było dużym, estetycznym przeżyciem.
W pobliżu siedziała Małgorzata. Tym razem nie była kobietą upadłą czyli w męczarniach, na klęczkach, nie przeglądała papierów biurowych leżących na podłodze. Całe szczęście, gdyż była w spódnicy w kratkę o wyjątkowej urodzie. Chwilami byłem w rozterce- jak moją oglądalność podzielić na modelki i spódnicę. Jakoś przeżyłem tę rozterkę. Dzięki spódnicy wpadłem w szał wariacji literackiej na temat: spódnicoMałgorzty. Oto słowa natchnione.

Kratka- Małgorzatka
Krata - Małgorzata
Krateczka- Małgorzateczka
Kraciata- Małgorzciata

Z poza spódnicy kraty- widać kibić Małgorzaty
Na udach krata- kwitnie Małgorzata
Na udach kratka- seksowna Małgorztka
Krata wyłamana- Małgorzata pokonana

Omdlałem w ekstazie fantazji. W tej sytuacji tekst w tym miejscu kończę. CDN.



Bogumił Wtorkiewicz
z cyklu

Anegdoty artystyczne

KONIAK Z MUSZTARDĄ

Dnia 22 marca 2011rop o godz.17459 wtorek, odbyło się u Juliana Bartosika rutynowe spotkanie sylwestrowe, w którym wzięli udział: Gospodarz, Norbert Samulak i ja.
Gospodarz wieczoru czyli Julian, jak zawsze zapewnił artykuły potrzebne do tego typu zebrania artystycznego. Napoje były przedniej marki. Co chwilę musiałem odkręcać zakrętki od różnych butelek. Przy tych czynnościach nie czułem się męczennikiem.
Wprost przeciwnie. Każde odkręcanie dowolnie wybranej butelki wprawiało mnie w miły nastrój. Przed nami stały różne naczynia szklane także z różnymi napojami. Jednym słowem była klęska obfitości, Przykładem niech będzie rada Norberta dla Juliana - wódkę popijaj koniakiem. Wszyscy byliśmy Pod szampańskim nastrojem. Wręczyłem Norbertowi i Julianowi anegdotę artystyczną pt. "Cud Juliana" z naszego ostatniego spotkania. Norbert czytał ją na głos. Jako autor przysłuchiwałem się tekstowi, czy mi się podoba.
Mój tekst już się skończył, ale Norbert bez zatrzymywania się zaczął dodawać własny. Muszę podkreślić z zachwytem, że natychmiast wymyślony przez niego. Wspomniał w nim, że na stole powinna być także musztarda o której wszyscy zapomnieliśmy zajmując się wieczorem noworocznym. Julian natychmiast wyjął z lodówki ten produkt. Pojawienie się musztardy uczciliśmy toastem z koniaku.
Na zakończenie wieczoru doszliśmy do jednogłośnego wniosku - trzeba zorganizować następny.




Bogumił Wtorkiewicz

Z cyklu

„Anegdoty artystyczne”

Kobyła w warsztacie

Dnia 14 grudnia 2010r, wtorek, o godz. 16.00, odbyło się uroczyste, świąteczne spotkanie członków Towarzystwa Przyjaciół Sztuk Pięknych w Kielcach. Jak zawsze przy tego rodzaju okazjach, było gwarno, parno i wesoło. Na stołach rozłożyła się nadwyżka żywności i napojów, zarówno dla wegetarian i innych żerców.

Nastąpiła chwila składania sobie życzeń. Tłum wokół stołów był gęsty i hałaśliwy jak tłum pasażerów do pociągu, który spóźnił się o trzy dni. Składano sobie życzenia wszystkiego najlepszego co może człowieka spotkać na tym świecie. Nie usłyszałem, by składano sobie życzenia wszystkiego najgorszego.

W zamęcie cielesnym, w pewnym momenicie, stanąłem naprzeciw Małgorzaty Sajkiewicz –Kręt. Nasze życzenia były gorące. Przy okazji zapytałem, czy przyjechała swoją kobyłą. Nie przyjechała, gdyż kobyła zachorowała i aktualnie przebywa w warsztacie. Dla nie wtajemniczonych w życie członków TPSP pragnę wyjaśnić, że kobyła to duży samochód Małgorzaty. Dnia 19 marca 2010r, piątek, miałem okazję w nim siedzieć i jechać na spotkanie kulturalno- organizacyjne. Małgorzata objaśniła mi, że jej samochód jest duży jak wypasiona i w dodatku w ciąży kobyła, dlatego na umówionym parkingu jej samochód powinien być łatwo dostrzeżony przeze mnie.

Tak też się stało.

Wiadomość z ostatniej chwili!!!

Kobyła opuściła warsztat. Czuje się dobrze podobnie jak Małgorzata i ja.




Bogumił Wtorkiewicz

Z cyklu

„Anegdoty artystyczne”

Celina sika z czajnika

Dnia 1 lutego 2011r, wtorek, o godz. 16.00odbyło się spotkanie członków Zarządu TPSP w Kielcach. Przy okazji przyszli jeszcze zwykli członkowie rodzaju męskiego, nie wiedząc o tym charakterze spotkania. Pozwolono im siedzieć. Będąc w tak wybornym Towarzystwie, zapragnąłem kawy tym bardziej, że Dorota Putowska zaczęła rżnąć na kawałki smakowite wizualnie ciasta..

Przy stoliku spożywczym krzątała się także Celina Ślefarska i oczywiście ja. Spojrzałem na czajnik z którego wydobywał się gwałtowny, siwy dym i słychać było w jego wnętrzu bulgoty. To znaki, że woda się zagotowała. Celina zaczęła mi wlewać wodę do szklanki, jednak to jej sikanie było bardzo cienkie. Pomyślałem, że może woda się wygotowała i już chciałem biec z czajnikiem do domu by nalać do pełna. Jednakże Celina powstrzymała mnie mówiąc, że czajnik inaczej nie może. Przyj ąłem to ze zrozumieniem tym bardziej, że udało się z niego tyle utoczyć wody, że moja szklanka i stojąca obok były pełne. Wkrótce wyjaśniła się sprawa dlaczego są ciastka i dwie smakowite flaszki stojące na stole. Okazało się, że Dorota ma imieniny. Obradom nadaliśmy miły charakter. Z tej okazji odśpiewaliśmy hymn okolicznościowy pt. ”Sto lat”.

Celina siedziała naprzeciwko mnie. Natychmiast zauważyłem, że była odziana m. In. W sweterek gruby, prosty fasonem i sprawiający wrażenie, że skutecznie chroni przed zimnem. Celina w tym sweterku, do tego także w prostym uczesaniu, o niewinnej minie wyglądała jak bajkowa „Sierotka Celina”. Wzruszyłem się jej wyglądem tym bardziej, że doceniono jej duży bezgotówkowy wkład pracy na rzecz TPSP. Po przyjściu do domu całą noc przepłakałem na temat jej sweterka. Nad ranem wyjąłem z szafy mój sweterek, także o prostym fasonie. Założyłem na siebie. Spojrzałem w lustro. Ponieważ stwierdziłem, że ja także wyglądam niewinnie, uspokoiłem się. Cały dzień spędziłem owocnie, niezależnie co wykonywałem




Bogumił Wtorkiewicz

Z cyklu

" Anegdoty artystyczne"

PORADNIK DIETETYCZNY

Dnia 28 października 2010r., czwartek, odbył się wieczór artystyczny z cyklu "VI kręgu poetów" o temacie "Muzyka w poezji"o W wieczorze uczestniczyło znakomite towarzystwo poetów, muzyków, ludzi kultury. Po części artystycznej podczas której były czytane autorskie wiersze oraz muzyka fortepianowa połączona z pieśniami rozpoczęła się część towarzyska. Jak zawsze ma to miejsce atmosfera była szampańska - dosłownie i w przenośni. Oprócz wiodącego trunku była herbata, kawa i różne ciasteczka. Jednym słowem pito i jedzono. Wykonywano też pamiątkowe zdjęcia. W pewnym momencie utworzyło się grono pamiętnikarzy fotograficznych, którzy nawzajem utrwalali się na kliszach. Obok mnie była Celina Ślefarska. Miała w buzi i w rękach pokaźny zasób ciasteczek, dlatego jej wargi i dolna szczęka były w anatomicznym ruchu przeżuwania. Nie zawsze zdążyła zatrzymać swoją ruszającą się buzię w nieruchomości przy pstrykaniu aparatami. W rezultacie aparat odżywczy Celiny był w ciągłym ruchu pomimo, że wcześniej poprzysięgła być na diecie z takim rezultetem, by wszystkie zakupione ubrania wchodziły bez większych trzasków i prucia na jej ciało. Ostatecznie jedzenie Celiny przyczyniło się do powstania dzieła sztuki literackiej w formie fraszki.

Zapomniała o diecie
nawet jadła przy portrecie.

Dla bliskich znajomych Celiny jest druga wersja fraszki ­


Zapomniała o diecie
nawet żarła przy portrecieo

Jak widać, wieczór artystyczno-literacki upłynął w owocnej, miłej i smakowitej atmosferze.

- Twórczość literacka z ostatniej chwili!!!

Fraszka na odchudzającą się Celinę

Wieczór poezji cykliczny
to dla niej czas dietetyczny.
Przy fotograficznym portrecie
ciągle myślała o kotlecie.